Sobota, 10 lipca 2010
Bieszczady <iii>
Dobra, to piszę dalej. Trzeci dzień naszej wyprawy rozpoczął się niewcześnie. Poczułem ulgę wsiadając na rower, po dniu solinowania. Jednak wolę jazdę niż jeziora;) choć kajaki były fajne, nawet mógłbym coś takiego trenować z chęcią hm;D Ale się przed nami idylla rozpięła, ranek błogi, bryza solińska, słońce bieszczadzkie, jedziemy więc, nastroje podniesione, aż tu nagle Aniasz głosem piekielnym wymawia śmiertelny wyrok: GUMA. Domiguma fajnie brzmi, gorzej się to leczy. Metody leczenia znane są jedynie Maciejowi, w każdym razie wycieczka się trochę spowalnia, wreszcie grupa się rozbija we dwa, Domi z Mackiem leczą a my jedziemy dalej górkami w kierunku Ustrzyk. Potem razem juz...przez i ...przez i juz jestesmy w Ustrzykach! W Ustrzykach dowiadujemy się że świat jest mały ;) i wyruszamy w kierunku Wetliny. Po drodze jeszcze zaskoczenie w formie Dudka (tu sorry za brak przywitania, ale udzieliło mi się "wrycie" ;) i kolejne serpentynki aż po camping w Wetlinie. Zniżki otrzymawszy pokaźne, parkujemy=] Fajowa i pusta polana, gitowo;) A teraz mi się zwyobraziło, że lepsze by było, by mój opis miał jakąś mniej porozrywaną dziedzinę. Stwierdzam więc, że mi się dużo śniło tej nocy. Najpierw jakis kościół, jakaś góra, schronisko, dużo słupów, spirytus, żywiec, taniec, budzę się i.... cza wyjeżdżać!!! Zebrawszy manele, siadamy na Maschyny i pełną parą wpadamy w długi, piąty dzień!
- DST 84.91km
- Czas 05:17
- VAVG 16.07km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj