Czwartek, 8 lipca 2010
Bieszczady <i>
Decyzja wyjazdu we czwartek była dobra. Dzięki niej po raz pierwszy naprawdę mam wrażenie, że żyję w słonecznym kraju. No cóż, wyjechać udało się nam około 7. Najpierw do Nowego Żmigrodu. Tam czekało na nas rozczarowanie: sklep z nieważkimi ziemniakami był nieczynny. Niezrażeni, odwiedziliśmy sklep obok, jednak tam grawitacja była wszechobecna. Postój w Nowym Żmigrodzie był dla mnie ważnym wydarzeniem, odkryłem bowiem nową pasję. Gra na klapie od kosza na śmieci jest czymś, o czym zacząłem myśleć na poważnie. Potem wyruszamy w dalszą trasę, która prowadzi przez Duklę...przez...przez...aż do Sanoka. Potem już, słowami Bartka, Bieszczady z wolna, z wolna, zaczynają otwierać swoje podwoje. Kresem wycieczki okazuje się być pole namiotowe w pobliżu Soliny i Polańczyka, na które udaje się dotrzeć mimo karkołomnych akrobacji w trójwymiarze ;D Zaopatrzeni we wszystko rozbijamy namiot, rowery odpoczywają niemyte, a my, tacy ambitni, chcemy pod prysznic. Lepsze jest wrogiem dobrego podobno no i prysznic nie działa mimo spożycia należytej porcji żetonów. A zatem: hipisi znowu mieli rację ;) Pamiętajcie zatem o naturalnej stopie. Koniec relacji z dnia pierwszego.
- DST 131.81km
- Czas 06:37
- VAVG 19.92km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentuj